Wełna, a właściwie runo wyglądało tak - była to połowa z tego co otrzymałam.
Zapach Chanel No 5 to też raczej nie był :)
Założyłam rękawiczki wzięłam nożyczki i poobcinałam wszystkie powiedzmy delikatnie nieczystości. Starałam się też wybrać jak najwięcej trawy i innych zanieczyszczeń.
Tyle udało mi się usunąć co w małej misce.
To co pozostało w dużej zalałam letnią wodą. Nie dodawałam żadnego środka piorącego, chociaż powstała na wierzchu piana by o tym świadczyła, ale to podobno reakcja wody z lanoliną czyli inaczej "tłuszczopotem owczym" :)
Po pierwszym płukaniu wełna i woda wyglądały tak:
Następnie w takiej samej letniej wodzie tylko już z dodatkiem zwykłego szarego mydła (podobno lepsze by było oliwkowe, ale akurat nie miałam) moczyłam wełnę około 10 minut, lekko mieszając.
Po dwukrotnym wypłukaniu wełna wyglądała już całkiem przyzwoicie, nieprzyjemny zapach też zniknął, chociaż zawierała jeszcze drobne zanieczyszczenia głównie z trawy i nasion
Po wypłukaniu włożyłam wełnę w poszewkę i wrzuciłam do pralki do odwirowania (600 obrotów). odwirowaną wełnę zostawiłam na suszarce do całkowitego wyschnięcia.
Pierwszy, najgorszy etap miałam za sobą, ale jak teraz wełnę zgręplować. Nieduża gręplarka jest w cenie 1800 zł , ale gdzieś wyczytałam, że można wykorzystać druciane szczotki do czesania psów :). Takie szczotki kiedyś zakupiłam 2, w cenie o ile dobrze pamiętam 9 zł za szt. Ponieważ wyczesywanie wełny za pomocą 2 szczotek niejako w powietrzu było jednak kłopotliwe, na stole zresztą też, wymyśliłam takie własne urządzenie do gręplowania
Część jednej szczotki została przybita do płyty. Na tą szczotkę nakłada się wełnę, a drugą się wyczesuje. Zastanawiam się nad rozbudowaniem swojej "gręplarki" tzn dokupieniu jeszcze jednej szczotki i przedłużeniu tej znajdującej się na płycie. Gręplarka jak się okazało na moje potrzeby jest zupełnie wystarczająca. Wełna na niej wyczesana wygląda tak
A to już gotowe rękodzieła wykonane z w ten sposób pozyskanej wełny metoda filcowania na mokro i sucho.
Broszka "Motyl" z dodatkiem nici jedwabnych
I podobnie wykonany "Kwiat" - broszka i bransoletka
A jak Wam się podoba broszka "Pierożki" ?
Pewnie moja metoda wymaga jeszcze dopracowania. Nie udało mi się dokładnie oczyścić wełny z drobinek trawy. Większość wypada przy wyczesywaniu, ale trochę jeszcze zostaje. Jeśli ktoś ma wiedzę i praktykę i chciałby się podzielić swoimi spostrzeżeniami byłabym wdzięczna :).
Ponieważ nie prałam wełny w gorącej wodzie (co niektórzy radzili i co mnie dziwiło) wełna nie została całkowicie pozbawiona naturalnych tłuszczy czyli lanoliny, tak więc pracując z nią przez dłuższy czas stwierdziłam że to balsam na moje ręce. Nie potrzebuję używać kremu do rąk. Całe szczęście też, że nie jestem na wełnę uczulona. Nie mogłabym się zajmować się filcowaniem co sprawia mi wiele satysfakcji i przyjemności.
Zapraszam do mojego sklepiku na DaWandzie http://pl.dawanda.com/shop/Julia-HandArt gdzie można zobaczyć inne rzeczy z filcu i nie tylko.
Pozdrawiam Wszystkich Sympatyków mojego rękodzielniczego bloga i przepraszam za długie milczenie.
Bardzo ciekawy opis twórczego trudu i technik przekształcania owcy w motyla:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ta przemiana owcy w motyla ;). No może nie całej owcy, tylko jej wełnianej części :).
Pozdrawiam ciepło!
Super, właśnie szukałam czegoś na ten temat. Bo znajomy ma wełnę, a dokładniej runo owcze i nabrałam na nie ochoty. Mam nadzieję, że też sobie poradzę.
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńNa pewno sobie poradzisz!
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny :)